DwJ
Administrator
Dołączył: 30 Lip 2007
Posty: 201
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
Płeć: Kobitka
|
Wysłany: Wto 11:45, 31 Sie 2010 Temat postu: [NZ] Zmierzch tytantów - rok 2035 |
|
|
Moja chora wyobraźnia, nic więcej. Notka właściwie mało skorygowana, więc za powtórzenia i zgrzyty bardzo przepraszam. Kontynuacji nie będzie, bo nie nadaję się już do pisania czegokolwiek dłuższego, a to pod spodem to, ot, wylew mojej chorej wyobraźni.
Rok 2035
Ogród, który za pewne za czasów świetności ogromnej rezydencji Xavierów był perełką zdobiącą posiadłość, teraz pokrywały zgliszcza spalonej trawy, gdzie nie gdzie odsłaniającej place łysej brunatnej ziemi. Nagie krzaki i drzewa w płaczu smętnie pochylały się nad tym krajobrazem nędzy i zniszczenia, pamiętając lepsze czasy.
Tutaj powietrze było nieświeże i oddychało się siarką, więc Ira zakryła nos i usta maską.
Weszła na teren dawnej siedziby X-men wielką dziurą płocie, wybitą w grubych cegłach muru. Poruszała się szybko, cicho i bezszelestnie, kryjąc twarz w cieniu kaptura.
- Wreszcie – usłyszała nieprzychylny jej męski głos.
Wybrali to miejsce na spotkanie, bo po licznych działaniach zbrojnych, a także ucieczkach, wybuchach i śmierci, która ciągle towarzyszyły tej okolicy, stała się ona całkowicie pusta i wyludniona. Posępnie zawieszone w powietrzu opary siarki i spalin nie dawały oddychać ani żyć.
Uśmiechnęła się, odsłaniając białe zęby.
- Jesteś na czas – zauważyła z błyskiem w oku. Scotta Summersa irytowało wesołe usposobienie Iry. Miał za dużo na głowie, by spotykać się za pogawędki i ploteczki.
- Mam nadzieję, że znalazłaś coś istotnego – warknął. Był koło pięćdziesiątki, jego czoło orały cienkie jak nitki bruzdy, niechlujny zarost ozdabiał zmęczoną twarz. Blade światło wpadające przez wybite szyby odbijało się w brudnych czerwonych szkłach jego okularów.
- Znalazłam coś, co może ci się przydać.– rzekła, żwawo wkraczając przez wyważone drzwi wejściowe. Sylwetka Scotta majaczyła w głębi hallu instytutu. Wzruszył ramionami:
- Mam nadzieję, że tym razem będzie konkretnie i na temat. Okolica wciąż nie jest bezpieczna – zauważył, niechętnie spoglądając na zacienione kąty i wnęki odrapanych ścian byłego Instytutu.
- Spokojnie, mam wszystko o co prosiłeś – podeszła do niego. I wtedy zauważyła, że za Scottem czai się kolejna, niższa sylwetka. Była drobna, należała do młodej, ładnej dziewczyny. Scott kiwnął na nią przyprószoną siwizną głową.
- Ruby. Zabrałem ją ze sobą, jest teraz w trakcie treningu - wytłumaczył.
- I dlatego przyprowadziłeś ją do martwej dzielnicy Nowego Yorku, gdzie zamordowano połowę nowojorskiej populacji mutantów, by spotkała się z dziewczyną, która za chwilę ze szczegółami zda raport ze swojej krwawej misji? A niech cię, Cyklop – zażartowała Ira.
Jasne włosy Ruby sięgały jej do łopatek, miała ładnie wykrojone usta i zgrabny nos. Rysy odznaczały się miękkością, ciepłymi brązowymi oczami spoglądała na Irę. Jej skóra połyskiwała lekko czerwonym kolorem. Była skupiona i czujna. Tak, jak uczył ją ojciec.
- W każdym bądź razie, mam to o co prosiłeś. Kazałeś śledzić DeathCorps, a ja ich śledziłem. Właściwie nic ciekawego. Mieszkają w kanałach, jak większość tego typu typków. Ich przywódcą jest niejaki Sin – osobiście go nie spotkałam, ale po rozmowach innych członków wnioskuję, że kawał z niego skurczybyka. – Wyjęła z kieszeni cieniutki elektroniczny notes i podała go Scottowi. – Tu masz zapisy wszystkich rozmów. Wiesz, nie chcę cię straszyć, ale szykują coś większego. Przeczucie mi mówi, że za pół roku, może do dwóch lat, urosną w siłę na tyle, by zrobić coś naprawdę dużego. – Kiwnęła głową na notes trzymany przez Cyklopa. – Teraz wydają się nieskoordynowani, może nawet słabi i źle uzbrojeni. Jednak takim jak Sin apetyt rośnie w miarę jedzenia, jest ambitny, a do tego zły. To wybuchowa mieszanka. W notesie umieściłam parę zdjęć niektórych członków, żebyś miał rozeznanie. Nakreśliłam również parę map kanałów którymi się poruszają, ale nie są zbyt dokładne – podrapała się w czoło – jak gdyby się tak nad tym zastanowić, to ścieki jednak są obleśne.
- Dzięki, pomogłaś. Jako tako – przyznał niechętnie. Odwrócił się do Ruby – Chodź, wracamy. Stoimy tu o dwadzieścia minut za długo, musimy się rozejść nim ktoś nas namierzy.
Scott jeszcze raz kiwnął w podzięce w stronę Iry i ruszył do wyjścia. Ta w ostatniej chwili go zatrzymała.
- Słuchaj Scott, to nie wszystko. Jest… - zawahała się – Słuchaj, w Nowym Yorku jest teraz tłoczno, ludzie dużo rozmawiają, a ja analizuję to wszystko. Wyłapałam wśród nich dosyć niepokojącą sprawę, wy, X-meni, musicie to zbadać.
- A co ci konkretnie chodzi? – spytał, zatrzymując się i marszcząc brwi. Był zły, a czas ponaglał go coraz bardziej. Im dłużej tu sterczeli i rozmawiali, tym coraz bardziej robiło się niebezpiecznie. Hol starej siedziby X-men był duży i odsłonięty, dawał czas do ucieczki, ale nawet na nic się nie zda, jeżeli wpadnie tu wojsko.
- W nieciekawych środowiskach mówi się teraz sporo o aktywności terrorystów. Niektórzy z nich podobno budują bombę, czy coś w tym rodzaju, na północy kraju…
Scott prychnął. Jego twarz, zmęczona i zszarzała, na raz wyostrzyła się.
- Wybacz, Ira…
Przerwał. Niespodziewanie z głębi domu, korytarza prowadzącego niegdyś w głąb piwnic, dobiegło metaliczne skrzypnięcie. Scott spojrzał na piętnastoletnią Ruby:
- Sprawdziłaś stary rdzeń Cerbero?
Nie było czasu na odpowiedź. Długie macki wylęgły się z ciemnego korytarza. Obłapały ściany holu i dźwignęły za sobą kulisty metalowy spodek z czerwonym obrotowym okiem na przodzie. Wielkie maszyna naraz urosła przez Cyklopem, Irą i Ruby, rozrastając się między ścianami.
- Cholera – zaklną Scott.
Spostrzegawcze oko, którym robot analizował otoczenia, teraz jakby się rozżarzyło.
Skupił na nich całą swoją uwagę.
Oznaczało to gotowość do ataku.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez DwJ dnia Wto 11:45, 31 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|